Dlaczego cały plan firmy oddajemy kartom
Przez lata obserwowałem dziesiątki strategii, które pięknie wyglądały na slajdach, ale rozmywały się w codzienności. W pewnym momencie zauważyłem, że spontaniczna rozmowa przy rozkładzie kart przynosi więcej realnych decyzji niż trzydniowe warsztaty. Ten projekt – Tarot dla biznesu – jest konsekwencją tej obserwacji i osobistej niecierpliwości wobec udawanego planowania.
Formalnie to nadal konsulting. Nieformalnie to moment, w którym pozwalasz sobie powiedzieć „nie wiem”, a jednocześnie bierzesz odpowiedzialność za to, co pokaże rozkład Celtic Cross.
Krok po kroku: jak wygląda sesja
Zaczynamy od wysłania krótkiego kwestionariusza o Twojej firmie: przychody, liczba osób, największe napięcia. Nie potrzebuję pełnego modelu finansowego, tylko uczciwego obrazu sytuacji. Na tej podstawie przygotowuję się do rozkładu.
Podczas samej sesji siadamy przy aksamitnym stole. Nad nim wisi jedna żarówka – dosłownie, nie metaforycznie. Nie ma projektora, nie ma slajdów. Są karty, notatnik i długopis. Układamy pełny Celtic Cross, a potem przypisujemy elementy Twojego biznesu do poszczególnych kart.
Po sesji otrzymujesz dokument z konkretnymi zadaniami na kolejny kwartał. Czasem to oznacza odważne ruchy, czasem bardzo proste zmiany codziennych nawyków w zespole. Zdarza się, że klienci wracają po roku i mówią, że dopiero po czasie widzą, jak logiczny okazał się pozornie „dziwny” rozkład.
Stół z aksamitu jako centrum decyzji
Miejsce ma znaczenie. Stół w Zgierzu jest prosty: ciemny aksamit, jeden punkt światła, kilka krzeseł. To przestrzeń, w której możesz odłożyć telefon ekranem do dołu i na chwilę przestać reagować na wszystko, co dzieje się w kalendarzu oraz mediach społecznościowych.
Wiem, że brzmi to jak banał, ale cisza i brak obecności slajdów sprawiają, że zespół szybciej dociera do rzeczy naprawdę ważnych. Kiedy wyłączamy „normalną” nawigację, zaczynają się pojawiać inne pytania.
„Nawigacja zabroniona, dopóki rozkład się nie domknie”
To zdanie pojawiło się spontanicznie podczas jednej z pierwszych sesji i zostało z nami na stałe. Oznacza, że w trakcie układania kart nie szukamy wygodnych skrótów, nie google’ujemy znaczeń, nie przynosimy kolejnych raportów. Dajemy sobie czas, żeby zobaczyć spójność całego rozkładu, a dopiero potem zamieniamy go na plan działania.
Ta zasada dotyczy także życia codziennego firmy. Jeżeli karty wyraźnie wskazują kierunek, próbujemy przez trzy miesiące nie „nawigować” na podstawie bieżących lęków czy kaprysów rynku. Nie jest to łatwe, ale paradoksalnie często zwiększa poczucie stabilności w zespole.
Z kim pracujemy przy stole
Najczęściej przyjeżdżają zarządy firm technologicznych, studia kreatywne oraz organizacje, które są „pomiędzy” etapami wzrostu. Czasem jest to trzyosobowy zarząd, czasem siedem osób z różnych działów. Ważne, żeby przy stole był ktoś, kto zajmuje się liczbami, ktoś od ludzi i ktoś, kto potrafi powiedzieć „to się nie uda” bez owijania w bawełnę.
Nie pracujemy z firmami, które liczą wyłącznie na „magiczne” rozwiązania. Ten rytuał wymaga gotowości do wykonania czasem bardzo przyziemnych zadań: przeprojektowania procesu, zakończenia umów, przeorganizowania zespołów. Karty nie zrobią tego za Ciebie, one tylko odsłaniają kierunek.
Noc, w której karty „obracają się” same
Klienci często pytają o wątek nocy przesilenia i równonocy. W te cztery noce w roku pracujemy inaczej: rozkład układamy tuż przed północą, przy jeszcze ciemniejszym świetle. Po sesji proszę, żeby uczestnicy odłożyli telefony pod poduszkę, zamiast przeglądać pocztę lub raporty.
Rano większość osób budzi się z jedną myślą, która nagle stała się oczywista. Niby nic nadzwyczajnego, ale w kontekście biznesu to właśnie ta jedna myśl często zmienia cały kwartał. Nie mam na to lepszego wyjaśnienia niż to, że czasem trzeba dać głowie odpocząć, żeby rozkład mógł „wybrzmieć”.